Dlaczego przyjechałem do Polski?


Pisałem wcześniej o tym, że przyjechałem do Polski, bo jechali moi przyjaciele. Wyjazdy za granicę za pieniądzem nie były jeszcze popularne, ale sporadycznie się zdarzały. Często były to wyjazdy organizowane do pracy w jakimś większym projekcie. Wchodziła firma, która brała nas Ukraińców i pracowaliśmy. Najczęściej na budowie.

Mogłem jechać do Polski, albo do Rosji, bo tam od lat jeździli moi sąsiedzi, znajomi, przyjaciele rodziców. Na wschodzie wszyscy mówimy po rosyjsku. W domu nie, tak jak i na zewnątrz wśród swoich, ale mieszka tutaj naprawdę wielu Rosjan. Na Ukrainie mieszka też dużo polskich Żydów, Rumunów i Tatarów, ale nie tutaj. Tutaj jesteśmy tak jakby odgórnie skazani na Rosję, bo i bliżej i łatwiej i można zarobić więcej pieniędzy niż u siebie. Wschodnia część Ukrainy zawsze była bogatsza i może dlatego jest łakomym kąskiem. Charków, Ługańsk i Donieck to duże ośrodki przemysłu. Domyślam się, że pewnie dlatego niezbyt lubiło się tu Unię Europejską i nie każdy z nas widział w Europie lepszą przyszłość. Ukraińskie wsie i małe miasteczka to jednak coś innego. W takich miejscach brakuje wszystkiego. Pracy, dróg, szpitali i szkół, bieżącej wody. Większość ludzi jest po prostu biedna.

Wielu moich polskich przyjaciół mówi, że na Ukrainie żyje się tanio. Byli tam na wakacje, a potem dziwili się, że mogli zjeść porządny obiad za kilkanaście złotych, że za zakupy w sklepie i płacą połowę polskiej ceny. Widzę to teraz, kiedy przyjeżdżam na Ukrainę i mogę przywieźć wiele rzeczy mojej rodzinie, a jeszcze więcej kupić na miejscu. Pieniądze, które zarabia się na Ukrainie są na to po prostu za małe. Nie chodzi o to, że nic nie umiemy. Coraz więcej osób u nas idzie na studia, także kobiety. Jako naród jesteśmy wykształceni, ale czasami nawet praca w swoim zawodzie nie pozwala nam na godne życie. Tak naprawdę nie chcemy opuszczać swojego kraju, ale czasem nie ma innego wyjścia. Czasem robimy też tak z myślą o powrocie do kraju i rozpoczęciu nowego, lepszego życia. Nawet jeśli zostajemy na zawsze w Polsce, to tęsknimy za Ukrainą.

Dla przeciętnego Ukraińca, który zarabia 200 lub 300 dolarów, Ukraina jest droga. To nawet nie wystarczy na to, by wynająć mieszkanie z jednym pokojem w Kijowie. Małe miasta nie są tak drogie, ale bardzo kosztuje na prąd, gaz i woda. Na Ukrainie można zjeść syty posiłek na za kilkanaście złotych. Zwykłe jedzenie też jest tańsze niż w Polsce: jabłka, jajka, mleko, warzywa. Ukrainiec przyjeżdżając do Polski zawsze ma ze sobą kilkanaście paczek papierosów, bo tutaj za paczkę trzeba zapłacić trzy razy więcej. Wśród naszych pali co drugi mężczyzna i palimy dużo, więc to spora oszczędność. To inaczej niż z ubraniami, bo dobrej jakości odzież i buty są tu bardzo drogie. Nawet jeśli chcemy kupić coś z takich samych sklepów, jakie są też w Polsce. Czasami podobną rzecz znajdziemy tutaj nawet dwa razy taniej niż na Ukrainie.

Jemy raczej zdrowo i tak, na co pozwalają nam nasze pieniądze. Po tym, jak przyjechałem do Polski zdziwiłem się, że gotowe produkty do jedzenia są bardzo tanie! Dla kogoś, kto jest tutaj sam, to duże ułatwienie i do tego tańsze, niż gdybym miał gotować samemu. Na Ukrainie jest odwrotnie. Może dlatego widzę w Polsce dużo zdecydowanie więcej grubszych osób niż na Ukrainie. Tak było nawet wtedy, gdy dopiero tu przyjechałem.

Kiedy ma się żonę lub dzieci, wyjazd do Polski może być jedynym sposobem na to, by rodzinę wyżywić. Bezrobocie i brak pieniędzy na to, by przeprowadzić się do większego miasta w końcu zmusi do tego, żeby wyjechać za granicę do pracy. Na Ukrainie zawsze dużo było takich rozbitych rodzin. Wcześniej mężczyźni wyjeżdżali do Rosji, bo tam mogliśmy załapać się na jakieś prace budowlane, dobrze płatne. Na zachód przyjeżdżały kobiety, jako opiekunki do staruszków lub dzieci. Nasze dzieci za to były sierotami, bo rodzice daleko. Ale to wszystko było z myślą właśnie o nich.

Moja pierwsza praca była legalna, nisko opłacana i ciężka, fizyczna. Potem, gdy się skończyła, musiałem pracować bez dokumentów. Praca była jeszcze cięższa i jeszcze mniej mi za nią płacili i mieszkałem w naprawdę ciężkich warunkach. To nie były te czasy, kiedy zapraszano nas do Polski, załatwiano za nas papiery i było nam łatwiej żyć. Ale ja nie chciałem stąd wyjeżdżać i musiałem robić, co było, by przeżyć. Teraz czasy zmieniły się na lepsze i nikt już nie chce pracować na czarno. Ja musiałem uczyć się polskiego, bo nikt nie chciał mnie rozumieć. Teraz nie trzeba się uczyć, ale i tak się uczymy, często na kursach, które zapewniane są przez zakład pracy. Możemy wtedy znaleźć lepszą pracę za lepsze pieniądze, choć przynajmniej na początku nie ma się czasu ani pieniędzy by się polskiego nauczyć.

Komentarze